Globalizacja według Obamy
Czym właściwie jest globalizacja? Jak słusznie zauważył J.A. Scholte „globalizacja wyłania się dla całkiem szerokiej opinii świata jako jedno z pojęć definiujących schyłek dwudziestowiecznej świadomości społecznej” 1), toteż jest często rozpatrywane bardziej w kontekście tego czym nie jest, niż czym jest.
Najczęściej jest bowiem rozpatrywane w kontekście ekonomicznym, jako proces ze wszech miar pozytywny, jako „uświatowienie” gospodarki, w wyniku którego rodzą się elementy jednego światowego organizmu gospodarczego, tworzącego zliberalizowany, zintegrowany rynek towarów i kapitału oraz kształtującego nowy międzynarodowy ład instytucjonalny, służący rozwojowi produkcji, handlu i przepływów finansowych w skali całego świata.
Jest to niewątpliwie prawda, jednak rozpatrywanie tego procesu jedynie w taki sposób jest zarazem poważnym uproszczeniem i spłyceniem zagadnienia zwłaszcza, gdy pomijamy szereg negatywnych skutków globalizacji.
Niemniej, ze względu na myśl przewodnią niniejszego eseju, nie możemy ograniczać się w ocenie zjawiska globalizacji jedynie do aspektu ekonomicznego. Interesujące podejście do tego problemu zaprezentował kilkanaście lat temu Simon Reich, traktując globalizację w znacznie szerszym kontekście a mianowicie, jako:
- epokę historyczną,
- łączenie zjawisk ekonomicznych,
- rewolucję technologiczną i społeczną oraz
- hegemonię wartości amerykańskich .2)
Nie pomijając znaczenia trzech pierwszych płaszczyzn definiujących pojęcie globalizacji w określonych wymiarach, warto jednak przyjrzeć się bliżej czwartej z nich, analizującej ów proces i zjawisko, jako hegemonię wartości amerykańskich, dodajmy specyficznych dla imperialnej polityki USA.
Otóż nakreślona jeszcze w okresie zimnej wojny a następnie dynamicznie rozwijana po rozpadzie ZSRR, wielka strategia imperialna, nadaje Stanom Zjednoczonym szczególne prerogatywy jak, między innymi, prawo do rozpoczęcia wojny prewencyjnej według własnego uznania, to jest do ataku prewencyjnego a nie, – wyprzedzającego.
Wymowa tego podejścia jest jednoznaczna, owa wielka strategia ma uniemożliwić komukolwiek, jakiekolwiek próby podważania „potęgi, pozycji i prestiżu Stanów Zjednoczonych”. Te słowa nie pochodzą bynajmniej z dokumentu „The National Security of the United States of America” z września 2002 r., czyli z okresu prezydentury G.W. Busha, w którym to, koncepcje działania prewencyjnego i uprzedzającego zostały twórczo rozwinięte. 3) Pochodzą one z 1963 r., czyli czasów kryzysu kubańskiego, kiedy to świat stanął na krawędzi wojny nuklearnej.
Wówczas liberalny i szanowany mąż stanu, Dean Acheson uzasadniał, że nie istnieje żadna „kwestia prawna”, gdy Stany Zjednoczone w obliczu zagrożenia (pojmowanego według własnego mniemania), będą podejmowały działania o charakterze właśnie „prewencyjnym” a nie, „uprzedzającym”.4)
O ile bowiem atak wyprzedzający mógłby się mieścić w granicach prawa międzynarodowego, np. w celu zapobieżenia ewentualnemu aktowi przemocy ze strony przeciwnika, to atak prewencyjny, bez względu na przesłanki jakiekolwiek by one nie były, mieści się jak słusznie zauważył Noam Chomsky, w kategorii zbrodni wojennych. 5)
Klasycznym przykładem jest w tym wypadku agresja na Irak w 2003 r., tj. na państwo, które nie było bezpośrednim zagrożeniem dla USA. Toteż jak trafnie stwierdził prof. Richard Falk (wybitny autorytet w dziedzinie prawa międzynarodowego), było to „przestępstwo przeciwko pokojowi tego rodzaju, o jakie przywódcy Trzeciej Rzeszy byli oskarżani, ścigani i skazywani w procesie norymberskim. 6)
To, że cała powojenna strategia USA lekceważy w oczywisty sposób prawo międzynarodowe, to dla niektórych prawników amerykańskich, takich jak chociażby prof. Michael J. Glennon, żaden problem. Nawiązując do interwencji wojsk paktu NATO przeciwko ówczesnej Jugosławii w marcu 1999 r. i zbrojnej agresji na Irak cztery lata później, wystąpił on z niezwykle ostrą krytyką stanowiska Organizacji Narodów Zjednoczonych a zwłaszcza Rady Bezpieczeństwa ONZ, w kwestii zasad regulujących użycie siły w rozwiązywaniu problemów spornych między państwami. 7)
Dezawuując całkowicie rolę odgrywaną w tej mierze przez wspomnianą instytucję, stwierdził wręcz: „Wielkie starania, by poddać rządy siłom prawa należy wyrzucić do kosza”, bowiem jak zauważył: „Waszyngton dał wyraźnie do zrozumienia, że zignoruje decyzję Rady Bezpieczeństwa ONZ w kwestii Iraku” i zadeklarował, że USA „nie będą już związane zasadami Karty Narodów Zjednoczonych regulującymi użycie siły”.
Quod erat demonstrandum – jak dodaje w komentarzu Noam Chomsky. A zatem owe zasady „się załamały” i „cała konstrukcja legła w gruzach”. To bardzo dobrze – konkluduje M.J. Glennon – ponieważ Stany Zjednoczone są przywódcą „oświeconych państw” i dlatego „muszą się oprzeć wszelkim próbom ograniczania przez nie siły”. 8)
Nieodparcie nasuwa się pytanie, czy coś się zmieniło w takim podejściu USA do rozwiązywania palących problemów na scenie międzynarodowej na przestrzeni następnej dekady?
Niestety, poza grą pozorów, nic się nie zmieniło.
Obecny prezydent USA Barak H. Obama, laureat pokojowej nagrody Nobla (notabene otrzymanej w roku objęcia przezeń urzędu prezydenta, za swoje ponoć „wyjątkowe wysiłki w celu umocnienia międzynarodowej dyplomacji i współpracy między ludźmi”), podejmuje podobne do poprzedników arbitralne decyzje z pozycji przywódcy całego „wolnego” świata. Dobitnym tego przykładem jest chociażby polityka USA w kwestii rozwiązywania wewnętrznych problemów Ukrainy od listopada 2013 r. począwszy. Nie dość, że podejmowane przez administrację USA działania skutecznie storpedowały osiągnięte 21 lutego 2014 r., porozumienie co do sposobu rezygnacji z urzędu przez ówczesnego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowicza, to zarazem wywołały pożar, który ogarnął cały kraj a zwłaszcza jego rosyjskojęzyczne, wschodnie regiony. Otóż, nie przypadkiem, co potwierdzają zresztą niektórzy przedstawiciele Departamentu Stanu USA, wpompowano na Ukrainę 5 mld dolarów w ramach programów różnych instytucji pozarządowych na rzecz krzewienia świadomości obywatelskiej oraz szerzenia prozachodniej orientacji politycznej i społecznej. Równie skutecznie wspierano, tzw. „Majdan” m.in. partię Swoboda czy inne nacjonalistyczne i wręcz pronazistowskie ugrupowania jak np. „Prawy Sektor”. Były to posunięcia w pełni zamierzone. Istniała bowiem realna obawa, że Ukraina rezygnując ze stowarzyszenia z Unią Europejską skieruje się na wschód to jest w kierunku przyszłej integracji z Rosją.
W tej sytuacji było oczywiste, że USA za wszelką cenę nie chciałyby do tego dopuścić. Od lat bowiem dążyły do osłabienia pozycji Rosji w Europie i świecie, do zepchnięcia jej na margines aby nigdy już nie stała się supermocarstwem jak ZSRR. Drogą do tego wiodącą było między innymi, konsekwentne budowanie przyczółków w krajach sąsiadujących z Rosją, położonych w tzw. przestrzeni poradzieckiej.
Toteż decyzja władz Krymu, podjęta w rezultacie wyniku referendum z 16 marca 2014 r., o wstąpieniu republiki w skład Federacji Rosyjskiej, została potraktowana przez USA, jako aneksja Krymu przez Rosję, którą zarazem obarczyły odpowiedzialnością za wszystkie konsekwencje wywołanego przez siebie konfliktu.
W rezultacie zastosowały i wymusiły na innych krajach sojuszniczych zastosowanie sankcji – mających być karą za rzekome przeciwstawienie się woli suwerena wszystkich krajów świata, którą to pozycję USA uzurpują sobie, ponieważ uważają, iż przyczyniły się do rozpadu dwubiegunowego modelu ładu globalnego i zastąpiły go modelem monocentrycznym.
Od tego momentu USA uznały się za hegemona, który w odróżnieniu od byłego Związku Radzieckiego i dzisiejszej Rosji jest imperium „dobra”, uosobieniem najwyższych cnót i wartości w krzewieniu demokracji, swobód obywatelskich i zasad wolności na całym świecie.
Ale czyż należy się dziwić polityce i takiemu właśnie podejściu do tych zagadnień przez obecnego prezydenta USA, skoro jego poprzednik wspomniany już George W. Bush oznajmił w orędziu o stanie państwa 28 stycznia 2003 r., co następuje:
„Jako kraj błogosławiony jesteśmy powołani do tego by uczynić ten świat lepszym”.9)
Nawiązał tym stwierdzeniem do podobnych poglądów jednego ze swoich poprzedników, to jest Ronalda Regana, który notabene będąc mistykiem wierzył, że działa według boskiego planu walcząc z „imperium zła”.10)
Nic więc dziwnego, że każda oznaka dezaprobaty dla tak wzniosłych działań w imię dobra całej ludzkości, ze strony innych członków społeczności międzynarodowej, była i jest traktowana, jako akt wrogi zarówno wobec USA jak i jego najbliższych sojuszników, a co za tym idzie wymagający, zatem przykładnego ukarania.
I oto kara, na razie ograniczona tylko do zbuntowanego Krymu, która może być jednak rozszerzona na całą Rosję, jeśli ta nie wykaże należytej skruchy i nie wycofa się ze swych niecnych działań powstrzymujących ową ekspansję „dobra”, jak również na każdego, kto tej ekspansji będzie się przeciwstawiał.
Oto w upublicznionym 19 grudnia 2014 r., rozporządzeniu wykonawczym, prezydent Obama jako pan i suweren świata, oświadcza wszem i wobec, że tak jak obecnie potraktował zbuntowaną prowincję Krym (to jest zadecydował o pozbawieniu jej dostępu do Internetu, facebooka, gmaila, windowsa, amerykańskich kont bankowych i możliwości rozliczeń transakcji handlowych a także innych zdobyczy cywilizacji cechujących obecną fazę globalizacji 11)), będzie podejmował podobne działania wobec każdego kraju, który ośmieli się otwarcie przeciwstawiać amerykańskiej wizji świata.
Oznacza to, że poza Rosją może to w przyszłości dotyczyć również Chin, Indii, Pakistanu, Wietnamu, Brazylii i każdego państwa nieuznającego arbitralnych decyzji administracji amerykańskiej. Takie podejście prezydenta B. Obamy jest przecież w pełni uzasadnione, skoro USA to niedościgniony wzór cnót wszelakich, obrońca demokracji, wolności, praw obywatelskich i wartości ponadczasowych, których są przecież depozytariuszem.
Sarkazm, kpina, cynizm, pustosłowie – nic podobnego!
O takim sposobie pojmowania świata i szczególnej misji pełnionej przez Stany Zjednoczone świadczą dobitnie wszystkie odtajnione po latach dokumenty administracji amerykańskiej. A oto tylko dwa przykłady tegoż podejścia:
- Prezydent Franklin D. Roosevelt, komentując brutalność Anastasio Somozy, dyktatora Nikaragui, uczynił to mówiąc: „Może on jest sukinsynem, ale to nasz sukinsyn”12),
- Prezydent Lyndon B. Johnson, wypowiadając się w rozmowie z ambasadorem Grecji na temat sprawy Cypru, bezceremonialnie stwierdził: „Pieprzyć wasz parlament i waszą konstytucję. Stany Zjednoczone to słoń. Cypr jest pchłą. Grecja jest pchłą. Jeśli dwie pchły będą nadal irytować słonia, mogą zostać zgniecione jego trąbą i to zgniecione na dobre”.13)
Co zatem zmieniło się w amerykańskiej wizji świata za rządów obecnej administracji?
Nic, poza tym, że USA nadal chcą się uważać za decydenta we wszystkich kwestiach dotyczących sceny międzynarodowej i to będąc pogrążone w głębokim kryzysie finansowym, ekonomicznym, społecznym i moralnym.
Mimo to, nadal uważają się za niewzruszoną światową potęgę mającą prawo do pouczania każdego kraju i narzucania mu swoich racji, a przecież warto pamiętać słowa, które proroczo przed laty wypowiedział przywódca Chin Mao Tse Tung: „USA to tylko papierowy tygrys”.
Na koniec wypada, zatem sformułować definicję globalizacji według Obamy.
Otóż globalizacja w tym pojęciu oznacza całkowite podporządkowanie się całego świata, kanonom i standardom wytyczonym przez Stany Zjednoczone, skarbnicę wszelkich mądrości, wartości i zdobyczy współczesnej cywilizacji. Toteż ci, którzy sprzeciwią się woli i interesom jedynego supermocarstwa zostaną pozbawieni dostępu do wszystkich korzyści płynących z tego procesu.
Przypisy:
- Jan Aart Scholte, „Globalization and Modernity”, The International Studies Association Convention, San Diego, 15-20 April 1995.
- Simon Reich, “What Is Globalisation? Four Possible Answers”, Working Paper No. 261, December 1998, The Helen Kellogg Institute for International Studies Universitety of Notre Dame.
- “The National Security Strategy of the United States of America”, Washington, White House, September 2002, p. 9-10.
- Noam Chomsky, “Hegemonia albo przetrwanie. Amerykańskie dążenie do globalnej dominacji”, Wydawnictwo Studio Emka, Warszawa 2005, s. 22.
- Ibidem, s. 20.
- Richard A. Falk, Frontline, Vol. 20, No. 8. (April 12-25, 2003).
- Michael J. Glennon, “The New Interventionism: The Search for a Just International Law”, Foreign Affairs, Vol. 78, No. 3. (May/June 1999).
- Michael J. Glennon, “Why the Security Council Failed”, Foreign Affairs, Vol. 82, No. 3. (May/June 2003), pp. 16-35.
- George W. Bush, “State of the Union”, January 28, 2003.
- Peter Schweizer, “Wojna Reagana”, Warszawa 2004, s. 152.
- Executive Order of December 19, 2014, „Blocking property of certain persons and prohibitiong certain transactions with respect to the Crimea Region of Ukraine”, The White House, Office of the Press Secretary, Washington 2014.
- Slawomir G. Kozłowski, “Ameryka współczesna – pejzaż polityczny I społeczno – gospodarczy”, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2008, s. 186.
- Ibidem.